poniedziałek, 20 maja 2013

Deniro do Shanti

Spojrzałem na odlatująca waderę. Było w niej coś tak pięknego. A jednak ona mnie nie chciała. Byłem dla niej zbyt nachalny.
- idiota - mruknąłem sam do siebie - Kretyn. debil. Najgorsza pokraka świata.

Z każdym słowem robiłem krok w kierunku ściany mojej jaskini. W końcu sfrustrowany uderzyłem w nią głową. Pociemniało mi przed oczami.
 - Skończona porażka - warknąłem przez zęby. Łapy się pode mną ugięły i upadłem na podłogę. Zanim zasnąłem, wytykałem sobie swoje głupie zachowanie, ale nawet to nie wystarczyło - we śnie także potępiałem swój wilczy instynkt. Obudziłem się w jeszcze gorszym nastroju. Przywołałem swojego towarzysza i spojrzałem w jego złociste oczy.
- Kazzum. Musze stąd uciec. Chociaż na chwilę.
zrozumiał. Otarł się o mnie i rozpoczęliśmy podróż cieniem. Nagle wszystko stało się jasne, a ja stałem na pokrytym śniegiem lodowcu.
- Deniro? - dobiegł mnie znajomy głos
- Oh, Leah, jestem taki głupi.. - warknąłem i potruchtałem w stronę siostry.
- Wadera? - spojrzałam mi z troską w oczy.
- nazywa się Shanti. Oh, Leah! - zawyłem - Powiedziała, ze jeszcze nikt jej tak nie zdenerwował..
 - To co Ty zrobiłeś, braciszku? zapytała z pobłażaniem wilczyca.
- Pocałowałem ją - mruknąłem zawstydzony.
- Co?! - wykrztusiła ze śmiechem.
- Pocałowałem - warknąłem - To takie komiczne?
 Odpowiedział mi tylko jej śmiech, rozbrzmiewający w bliższej i dalszej okolicy.
- Przeproś ją, głuptasie - powiedziała, gdy zdołała złapac oddech. Spojrzałem w jej oczy, była taka mądra. Ufałem jej radom.
- Dobrze - skinąłem głową - Życz mi szczęścia, siostro.
- Niech gwiazdy Ci sprzyjają.
Wezwałem Kazzuma i po chwili znów znajdowałem się w mojej jaskini. Słońce wskazywało juz południe. Pobiegłem czym prędzej na łąkę i zebrałem ogromny bukiet kwiatów. Następnie ruszyłem ku jej jaskini.


- przepraszam, Shanti. Nie powinienem Cię wczoraj.. ekhem.. pocałować.. Przeciez nie chciałaś.. - powiedziałem schowany za kwiatami. (Shanti?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz